piątek, 7 stycznia 2022

Mój stary fanatyk wędkarstwa

Mój stary to fanatyk wędkarstwa. Pół mieszkania zajebane wędkami, najgorzej. Średnio raz w miesiącu ktoś wdepnie w leżący na ziemi haczyk czy kotwicę i trzeba wyciągać w szpitalu, bo mają zadziory na końcu. W swoim dwudziestodwuletnim życiu już z 10 razy byłem na takim zabiegu. Tydzień temu poszedłem na jakieś losowe badania, to baba z recepcji jak mnie tylko zobaczyła, to kazała buta ściągać xD, bo myślała, że znowu hak w nodze.
Druga połowa mieszkania zajebana „Wędkarzem Polskim”, „Światem Wędkarza”, „Super Karpiem” xD itp. Co tydzień ojciec robi objazd po wszystkich kioskach w mieście, żeby skompletować wszystkie wędkarskie tygodniki. Byłem na tyle głupi, że nauczyłem go into internety, bo myślałem, że trochę pieniędzy zaoszczędzimy na tych gazetkach, ale teraz nie dosyć, że je kupuje, to jeszcze siedzi na jakichś forach dla wędkarzy i kręci gównoburze z innymi wędkarzami o najlepsze zanęty itp. Potrafi drzeć mordę do monitora albo wypierdolić klawiaturę za okno. Kiedyś ojciec mnie wkurwił, to założyłem tam konto i go trollowałem, pisząc w jego tematach jakieś losowe głupoty, typu „karasie jedzo guwno”. Matka nie nadążała z gotowaniem bigosu na uspokojenie. Aha, ma już na forum rangę SUM, za najebanie 10 tysięcy postów.
Jak jest ciepło, to co weekend zapierdala na ryby. Od jakichś pięciu lat w każdą niedzielę jem rybę na obiad, a ojciec pierdoli o zaletach jedzenia tego wodnego gówna. Jak się dostałem na studia, to stary przez tydzień pierdolił, że to dzięki temu, że jem dużo ryb, bo zawierają fosfor i mózg mi lepiej pracuje.
Co sobotę budzi ze swoim znajomym Mirkiem całą rodzinę o czwartej w nocy, bo hałasują, pakując wędki, robiąc kanapki itd.
Przy jedzeniu zawsze pierdoli o rybach i za każdym razem temat schodzi w końcu na Polski Związek Wędkarski, ojciec sam się nakręca i dostaje strasznego bólu dupy durr, niedostatecznie zarybiajo, tylko kradno hurr, robi się przy tym cały czerwony i odchodzi od stołu, klnąc, i idzie czytać Wielką Encyklopedię Ryb Rzecznych, żeby się uspokoić.
W tym roku sam sobie kupił na święta ponton. Oczywiście do wigilii nie wytrzymał, tylko już wczoraj go rozpakował i nadmuchał w dużym pokoju. Ubrał się w ten swój cały strój wędkarski i siedział cały dzień w tym pontonie na środku mieszkania. Obiad (karp) też w nim zjadł [cool][cześć].
Gdyby mnie na długość ręki dopuścili do wszystkich ryb w Polsce, tobym wziął i zapierdolił.
Jak któregoś razu, jeszcze w podbazie czy gimbazie, miałem urodziny, to stary jako prezent wziął mnie ze sobą na ryby w drodze wyjątku. Super prezent kurwo.
Pojechaliśmy gdzieś w pizdu za miasto, dochodzimy nad jezioro, a ojcu już się oczy świecą i oblizuje wargi, podniecony. Rozłożył cały sprzęt i siedzimy nad wodą, i patrzymy na spławiki. Po pięciu minutach mi się znudziło, więc włączyłem discmana, to mnie ojciec pierdolnął wędką po głowie, że ryby słyszą muzykę z moich słuchawek i się płoszą. Jak się chciałem podrapać po dupie, to zaraz krzyczał szeptem, żebym się nie wiercił, bo szeleszczę i ryby z wody widzą, jak się ruszam, i uciekają. Sześć godzin musiałem siedzieć w bezruchu i patrzeć na wodę jak w jakimś jebanym Guantanamo. Urodziny mam w listopadzie, więc jeszcze do tego było zimno jak sam skurwysyn. W pewnym momencie ojciec odszedł kilkanaście metrów w las i się spierdział. Wytłumaczył mi, że trzeba w lesie pierdzieć, bo inaczej ryby słyszą i czują.

Wspomniałem, że ojciec ma kolegę Mirka, z którym jeździ na ryby. Kiedyś towarzyszem wypraw rybnych był hehe Zbyszek. Człowiek o kształcie piłki z wąsem i 365 dni w roku w kamizelce BOMBER. Byli z moim ojcem prawie jak bracia, przychodził z żoną Bożeną na Wigilie do nas itd. Raz ojciec miał imieniny, Zbysio przyszedł na hehe kielicha. Najebali się i oczywiście cały czas gadali o wędkowaniu i rybach. Ja siedziałem u siebie w pokoju. W pewnym momencie zaczęli drzeć na siebie mordę, czy generalnie lepsze są szczupaki, czy sumy.
WEŹ MNIE NIE WKURWIAJ ZBYCHU, WIDZIAŁEŚ TY KIEDYŚ, JAKIE SZCZUPAK MA ZĘBY? CHAPS I RĘKA UJEBANA!
KURWA TADEK SUMY W POLSCE PO 80 KILO WAŻĄ, TWÓJ SZCZUPAK TO IM MOŻE NASKOCZYĆ.
CO TY MI O SUMACH PIERDOLISZ, JAK LEDWO UKLEJĘ POTRAFISZ Z WODY WYCIĄGNĄĆ. SZCZUPAK TO JEST KRÓL WODY JAK LEW JEST KRÓL DŻUNGLI.
No i aż się zaczęli nakurwiać, zapasy na dywanie w dużym pokoju, a ja z matką musieliśmy ich rozdzielać. Od tego czasu zupełnie zerwali kontakt. W zeszłym roku zadzwoniła żona Zbysia, że Zbysio spadł z rowerka, i zaprasza na pogrzeb. Odebrała akurat matka, złożyła kondolencje, odkłada słuchawkę i mówi o tym ojcu, a ojciec
I BARDZO KURWA DOBRZE.
Tak go za tego suma znienawidził.
Wspominałem też o arcywrogu mojego starego, czyli Polskim Związku Wędkarskim. Stał się on kompletną obsesją ojca i jak na przykład w telewizji mówią, że gdzieś było trzęsienie ziemi, to stary zawsze mamrocze pod nosem, że powinni w końcu coś o tych skurwysynach z PZW powiedzieć. Gazety niewędkarskie też przestał czytać, bo miał ból dupy, że o wędkarstwie polskim ani aferach w PZW nic się nie pisze.
Szefem koła PZW w mojej okolicy jest niejaki pan Adam. Jest on dla starego uosobieniem całego zła wyrządzonego polskim akwenom przez związek i ojciec przez wiele lat toczył z nim wojnę. Raz poszedł na jakieś zebranie wędkarskie, na którym występował Adam, i stary wrócił do domu z podartą koszulą, bo siłą go usuwali z sali, takie tam inby odpierdalał.
Po klęsce w starciu fizycznym ze zbrojnym ramieniem PZW ojciec rozpoczął partyzantkę internetową, polegającą na szkalowaniu PZW i Adama na forach lokalnych gazet. Napierdalał na niego jakieś głupoty, typu że Adam był tajnym współpracownikiem UB albo że go widział na ulicy, jak komuś gwoździem samochód rysował itd. Nie nauczyłem ojca into TOR, więc skończyło się bagietami za szkalowanie i stary musiał zapłacić Adamowi dwa tysiące złotych..
Jak płacił, to przez tydzień w domu się nie dało żyć, ojciec kurwił na przekupne sądy, PZW, Adama i w ogóle cały świat. Z jego pierdolenia wynikało, że PZW jak jacyś masoni rządzi całym krajem, pociąga za sznurki i ma wszędzie układy. Przeliczał też te dwa tysiące na wędki, haczyki czy łódki i dostawał strasznego bólu dupy, ile on by mógł na przykład zanęty waniliowej za te 2k kupić (kilkaset kilo).
Stary jakoś w zeszłym roku stwierdził, że koniecznie musi mieć łódkę do połowów, bo niby wypożyczanie za drogo wychodzi i wszyscy go chcą oszukać.
SYNEK, NA WODZIE TO SIĘ PRAWDZIWE OKAZY ŁAPIE! TAM JEST ŻYWIOŁ!
Ale nie było go stać ani nie miał jej gdzie trzymać, a hehe frajerem to on nie jest, żeby komuś płacić za przechowywanie, więc zgadał się z jakimiś wędkarzami z okolicy, że kupią łódkę na spółkę, ona będzie stała u jakiegoś Janusza, który ma dom, a nie mieszkanie w bloku jak my, na podjeździe, na przyczepie, którą ten Janusz ma, i się będą tą łódką dzielili albo będą jeździć łowić razem.
Na początku ta kooperatywa szła nawet nieźle, ale w któryś weekend ojciec się rozchorował i nie mógł z nimi jechać, i miał o to olbrzymi ból dupy. Jeszcze ci jego koledzy dzwonili, że ryby biorą jak pojebane, więc mój ojciec tylko leżał czerwony ze złości na kanapie i sapał z wkurwienia. Sytuację jeszcze pogarszało to, że nie miał na kogo zwalić winy, co zawsze robi. W końcu doszedł do wniosku, że to niesprawiedliwe, że oni łowią bez niego, bo przecież po równo się zrzucali na łódkę i w niedzielę wieczorem, jak te Janusze już wróciły z wyprawy, wyszedł nagle z domu.
Po godzinie wraca i mówi do mnie, że muszę mu pomóc z czymś przed domem. Wychodzę na zewnątrz, a tam nasz samochód z przyczepą i łódką xD. Pytam, skąd on ją wziął, a on mówi, że Januszowi zajebał z podjazdu przed domem, bo oni go oszukali, i żebym łapał z nim łódkę, i wnosimy do mieszkania xD. Na nic się zdało tłumaczenie, że zajmie cały duży pokój. Na szczęście łódka nie zmieściła się w drzwiach do klatki, więc stary stwierdził, że on ją przed domem zostawi.
Za pomocą jakichś łańcuchów, co były na łódce, i mojej kłódki od roweru przypiął ją do latarni i zadowolony chce iść wracać do mieszkania, a tu nagle przyjeżdżają dwa samochody z Januszami współwłaścicielami, którzy się domyślili, gdzie ich własność może się znajdować xD. Zaczęła się nieziemska inba, bo Janusze drą mordy, dlaczego łódkę ukradł i że ma oddawać, a ojciec się drze, że oni go oszukali i on 500 złotych się składał, a nie pływał w ten weekend. Ja starałem się załagodzić sytuację, żeby ojciec od nich nie dostał wpierdolu, bo było blisko.
Po kilkunastu minutach sytuacja wyglądała tak: – Mój ojciec leży na ziemi, kurczowo trzyma się przyczepy i krzyczy, że nie odda. – Janusze krzyczą, że ma oddawać. – Jeden Janusz ma rozjebany nos, bo próbował leżącego ojca odciągnąć od łódki za nogę i dostał drugą nogą z kopa. – Dwóch policjantów ciągnie ojca za nogi i mówi, że jedzie z nimi na komisariat, bo pobił człowieka. – We wszystkich oknach dookoła stoją sąsiedzi. – Moja stara płacze i błaga ojca, żeby zostawił łódkę, a policjantów, żeby go nie aresztowali. – Ja: smutnazaba.psd.
W końcu policjanci oderwali starego od łodzi. Ja podałem Januszom kod do kłódki rowerowej i zabrali łódkę, rzucając wcześniej staremu 500 złotych i mówiąc, że nie ma już do łódki żadnego prawa i lepiej dla niego, żeby się nigdy na rybach nie spotkali. Matka ubłagała policjantów, żeby nie aresztowali ojca. Janusz, co dostał w mordę butem, powiedział, że on się nie będzie pierdolił z łażeniem po komisariatach i ma to w dupie, tylko ojca nie chce więcej widzieć.
Stary do tej pory robi z Januszami gównoburzę na forach dla wędkarzy, bo założyli tam specjalny temat, gdzie przestrzegali przed robieniem jakichkolwiek interesów z moim ojcem. Obserwowałem ten temat i widziałem, jak mój ojciec nieudolnie porobił trollkonta:
Szczepan54 Liczba postów: 1 Ten temat założyli jacyś idioci! Znam użytkownika stary_anona od dawna i to bardzo porządny człowiek i wspaniały wędkarz! Chcą go oczernić bo zazdroszczą złowionych okazów!

Potem jeszcze używał tych trollkont do prześladowania niedawnych kolegów od łódki. Jak któryś z nich zakładał jakiś temat, to ojciec się tam wpierdalał na trollkoncie i na przykład pisał, że chujowe ryby łapie i widać, że nie umie łowić xD. Z tych samych trollkont udzielał się w swoich tematach i jak na przykład wrzucał zdjęcia złapanych przez siebie ryb, to sam sobie pisał NOOOO GRATULUJĘ OKAZU! WIDAĆ, ŻE DOŚWIADCZONY ŁOWCA! a potem się z tego cieszył i kazał oglądać mi i starej, jak go chwalą na forum. 

czwartek, 6 stycznia 2022

Zażółć gęślą jaźń

Pan Tadeusz wszedł pierwszy, drżącymi rękami Drzwi za sobą zamyka, och! Nareszcie sami. Ach! Zosiu, ach Zosieńko, jak mi niewygodnie Popatrz, jak mi odstaje, spójrz no na moje spodnie. Zosia łzy rzewne roni i za pierś się chwyta, Że to była dzieweczka z chłopcem nie obyta, Nie wiedziała zaiste, czy ma się całować Ze swym mężem, czy płakać, czy pod ziemię schować. Stoi tedy i milczy, Tadeusz pomału Jął się przygotowywać do ceremoniału. Od chwili, gdy ich ślubna przywiozła kareta, Tadeusz miał myśl jedną - myśl ta to mineta. (Sztuka wówczas na Litwie nikomu nie znana, Dziś już rozpowszechniona, ale źle widziana Przez strzegące cór swoich sędziwe matrony I księży, którzy nieraz gromią ją z ambony). Tadeusz, że we Francji długie lata bawił, Wielce się w używaniu sztuki onej wprawił, Niezmiernie lizać lubiał, wyrażał mniemanie, Że mineta o wiele przewyższa jebanie, Bo kutas zmysł dotyku zaledwie posiada, Język natomiast smakiem prócz dotyku włada, Poza tym wszystkim zmysły, z wyłączeniem słuchu, Spełniają pewną rolę, kiedy język w ruchu. Na przykład powonienie cipy... Wzrok się raczy Tym, czego ślepy kutas nie zobaczy. Tak myśląc, jął Tadeusz pieścić swoją żonę. Najpierw z galanteryją ucałował dłonie, Potem na łóżku sadza i macając ręką, Dwa cycuszki jak pączki wyczuł pod sukienką, Wziął też do ręki cycuś, a zaraz i drugi, Oba były jednakie, żaden nazbyt długi. I począł je całować - długo pożądliwie, Wreszcie usta oderwał i, w nagłym porywie, Suknię swej lubej Zosi zarzucił na głowę, ściągnął na dół majteczki, śliczne, koronkowe, Dar ciotki Telimeny, ku nóżkom się schylił, Najpierw na nie popatrzał, potem je rozchylił, Całując pożądliwie od wewnętrznej strony, Aż Zosia zapomniała zupełnie obrony I dziewicze opory zaraz odrzuciła, Bo Zosia chociaż młoda, ale dziewką była. I chowając w poduszki, zawstydzone lice, Pokazała mężowi całą tajemnicę, Co ukryta głęboko wśród złocistych włosów Różowiała niewinnie, jak kwiatek wśród kłosów.
Tadeusz po mistrzowsku rozpoczął minetę, Najpierw lizał po wierzchu, rozpalał kobietę. Jęła więc Zosia wzdychać, jęczeć, wreszcie krzyczeć. Tadeusz rad jej więcej rozkoszy użyczyć, Wsadził głębiej, językiem jak młynkiem obracał, Rękami Zosię z góry aż do dołu macał, Przy tym ruchliwy język coraz głębiej wtykał, Krztusił się, dławił, ślinę i włosy połykał, Obracając językiem coraz żwawiej, głodniej, Wreszcie zajęczał lekko i spuścił się w... spodnie. Chwilę poleżał cicho i odpoczął trochę, tuląc nos oraz usta w zawisłą piździochę. Wreszcie podniósł się z łoża, odszedł od Zosieńki I z lekka, ocierając wąsy grzbietem ręki, Jął się żywo rozbierać. Zdjął pas z kutasami, ściągnął kontusz i żupan, buty z cholewami, Koszulę zdjął przez głowę, hajdawery złożył, A gacie przemoczone na krześle położył. Wreszcie usiadł na łożu, odsapnął troszeczkę, Po jajach się pogłaskał, spojrzał na żoneczkę: Suknia na twarz rzucona zasłoniła lice, Odsłaniając cycuszki, pępuszek i picę. Widok ten znów krew wzburzył w panu Tadeuszu, Choć się dopiero spuścił, nabrał animuszu. Jął rozbierać żoneczkę, sposobić posłanie, By tymczasem poczekać, aż mu kutas stanie.
Zosia zaś odrzuciwszy już wstydliwość wszelką Na chuja spoglądała z ciekawością wielką, Bo dotychczas o chuju niewiele wiedziała - Raz od dziewek służebnych coś tam usłyszała, Drugi raz, leżąc w gaju rankiem, w cieniu drzewa, Zobaczyła przypadkiem, jak się chłop odlewa, W grubej garści trzymając jakiś przedmiot wielki, Strząsnął na świeżą zieleń złociste kropelki. Choć ciocia Telimena już jej tłumaczyła, Lecz Zosia nie słuchała, strasznie się wstydziła. A teraz, żoną będąc, dziewczątko uznało, Że święty obowiązek zbadać sprawę całą, Więc pyta się: co to jest? i do czego służy? Przed chwilą taki mały, teraz taki duży, O! a jak się rozciągnął i jak się rozwija, Długi taki i gładki, niczym gęsia szyja. A cóż go też od spodu tak ładnie przystraja? Rzekł Tadeusz z powagą: Zosiu, to są jaja. To zaś, co cię w tak wielkie wprawiło zdumienie, Obyczajnie nazywać trzeba - przyrodzenie. Kutasem także zwane, chociaż częściej bywa, Że chłopstwo i pospólstwo chujem go nazywa. Ręka, głowa czy noga jedną nazwę mają Ten zaś niewielki wiecheć ludzie określają Tak dziwacznymi nazwy. Sędzia nieraz zrzędzi, Że jak się robi ciepło, to go kuśka swędzi. Podkomorzy zaś wałem kutasa nazywa, A Wojski zaganiaczem go nieraz przezywa, Maciek mówi wisielec, bo już stać nie zdoła, A Gerwazy na chłopskie dzieci nieraz woła: Nie baw się Wojtuś ptaszkiem. Jankiel cymbalista Zwie go smokiem lub bucem, i rzecz oczywista Jeszcze dziwniejsze nazwy ludzie wymyślają, Ułani go na przykład pytą nazywają. Za to uczeni w piśmie, penis - określają. Tak wyjaśniał Tadeusz te sprawy powoli, Chcąc tymczasem pokazać, jak kutas pierdoli. I chcąc naukę poprzeć stosownym przykładem Zaczął wpychać... daremnie, chociaż ruszał zadem. Zasapał się, zapocił, chuj się nie zagłębiał, Zdumiał się tedy młodzian i zwyczajnie zdębiał. Prując dotychczas kurwy w francuskiej stolicy, Nie miał nigdy trudności z włożeniem do piczy, Ta widocznie nie znała kutasa żadnego, Więc gdzieżby mógł się zmieścić taki chuj jak jego. Bo nie było podówczas pośród wszystkich ludzi, Ani w Polszcze, ni w Litwie, ni na świętej Żmudzi, Ani wśród drobne szlachty, ni wielkich dziedziców, Ani wśród Horeszków, ani wśród Sopliców, Ani wśród Radziwiłłów książąt przepotężnych, Ani wśród Dobrzyńskich, znakomitych mężnych, Ni wśród Bartków i Maćków braci doborowej, Ni wśród całej rozlicznej szlachty zaściankowej, Nikogo, kto by chuja takiego posiadał. Dumny zeń był Tadeusz i dzielnie nim władał. A do dumy takowej miał słuszne powody, Bo na chuju mógł podnieść pełne wiadro wody. Chuj Tadeusza mierzył jedenaście cali, Gruby jak ręka w kiści, twardy jak ze stali, Zahartowany w trudzie, co rzadko się kładzie Zdobny w dwa wielkie jaja, jak dwa jabłka w sadzie. Jeden tylko Gerwazy za czasów młodości. Słynął również z kutasa podobnej wielkości. I dziś jeszcze żartując, szlachta się pytała, Co ma większe Gerwazy, Scyzoryk czy wała. Otóż tego to chuja chciał Tadeusz Zosi Na siłę wepchnąć, ona śmiechem się zanosi Zosieńka, tak się bawi, śmieje do rozpuku I jak dziecinka woła: a kuku, a kuku. Nagle, schwyciwszy zręcznie kutasa do ręki, Zanuciła przekornie słowa tej piosenki: Do dziury myszko, do dziury, Bo cię tam złapie kot bury, A jak cię złapie w pazurki To cię obedrze ze skórki. Myszko? - zakrzyknie młodzian A cóż to za myśl dzika Przezywać tu od myszek tego rozbójnika. Jak ci myszkę pokażę, zaraz pożałujesz, Do dziury ją zapędzasz? zaraz ją poczujesz. To mówiąc powstał z łóżka i wyszedł z pokoju Do przedsionka, gdzie stała beczka pełna łoju, Pełną ręką zaczerpnął, przetłuścił kutasa, Że się błyszczał jak wielka, czerwona kiełbasa. Co na Wielkanoc wisi na sznurze w komorze. Do pokoju powrócił, zaraz legł na łoże, Pomacał dziurkę ręką, palcami poszerzył, Przytknął równo kutasa, popchnął i uderzył, Rozwarły się podwoje, coś tam z cicha trzasło I wjechał kutas w pizdę, jak nóż wjeżdża w masło. Zabolało Zosieńkę, aż się popłakała, Rączęta załamując gwałtownie krzyczała: Wyjm pan, wyjm to natychmiast, to okropnie boli! Tadeusz jej nie słucha, lecz jebie powoli, Ręce pod pupkę włożył i mocno je złączył, Dymał, rąbał, chędożył, aż nareszcie skończył. Pięć razy tę zabawę radosną powtórzył, Pięć razy też się spuścił, aż się w końcu znużył. Żonę na bok odrzucił niby sprzęt zużyty, Lecz kutas jeszcze sterczał, wielki, chociaż syty. Wnet też świtać poczęło, Tadeusz zmęczony, Jak na męża przystało, legł dupą do żony. Kołdrę na grzbiet naciągnął, po jajach się podrapał, Twarz do ściany obrócił i głośno zachrapał.
Ale Zosieńka nie śpi, leżąc na posłaniu, Oczęta ma otwarte, ni myśli o spaniu. Przedtem, dziewicą będąc, tak strasznie się bała, Lecz teraz gdy poznała, to by jeszcze chciała, Chce obudzić małżonka, lecz Tadeusz chrapie, Tuli się więc do niego, za kutasa łapie, Do góry go uniosła, palcami ujęła, Wreszcie główkę schyliła i do buzi wzięła. Jak dziecię przez cumelek ssie z butelki mleko, Tak Zosia Tadeusza drażni tą minetą. I chociaż nie wprawiona, wcale się nie dławi... Zbudził się tedy młodzian i z uśmiechem prawi: Mówił kapitan Rykow, ja powtarzam pięknie, Baby chujem nie straszcie, bo się go nie zlęknie. Póki chuj opadnięty, to się baba boi, Ale weź go na język, a od razu stoi. I mówią, że Suworow rzekł raz: Mili moi, U największych rycerzy chuj się baby boi. Lecz chciałem ci przypomnieć, bez twojej urazy, Żem się tej nocy spuścił równo sześć razy. Trzeba chuja oszczędzać, pozwól mu odsapnąć, Mogę ci, jeśli pragniesz, znów minetę chlapnąć, Lecz lepiej daj mu spocząć, później znów kochanie Weź go znowu do buzi, a na pewno stanie. I wówczas ci pokażę figle rozmaite, Które to figle kształcą i piczę i pytę: Przed lustrem, na siedząco, albo na stojaka, Lub też konno na chuju, na boku, na raka, A można między cycki, lub też na podnietę, Nie zaszkodzi wykonać podwójną minetę, Jeśli wiesz, co to znaczy... Lecz Zosiu kochana Zanim się zabawimy, zaczekaj do rana. A gdy tak do niej mówił oczęta przymknęła I tuląc się do męża cichutko zasnęła. I śniła o niezmiernych rozkoszach zamęścia, Których zazna przez lata małżeńskiego szczęścia. Crystal Clear action info.png Informacje o tekście